czwartek, 30 grudnia 2010

Nawigacja 2011

Dziś ostatnia dla mnie symboliczna data. Ostatnia "rocznica" mająca związek z moją znajomością z byłym.

A jutro ostatni dzień tego roku i z tego powodu to dzień najszczęśliwszy.
To był rok potwór. Nie wymażę go z pamięci, bo nie ma na to sposobu.
I też chyba nie chcę, bo był to rok kończący mój dotychczas najważniejszy etap w życiu. Nie byłoby żadnego przejścia z jednego życia w drugie. No musi on być i trudno.
Podsumowałam go sobie. Uporządkowałam dokumenty rozwodowe w segregatorze z wielką literą "R" i schowałam tak, by był dostępny w razie potrzeby, ale nie raził w oczy. Spakowałam albumy ślubne w karton. Na kilka innych porządków nie jestem jeszcze gotowa. Nic nie szkodzi przecież.
Zrobiłam bilans tego, co sprawiło mi choć odrobinę radości, żeby nie było, że już taka zupełna klęska w tym roku. Było kilka takich rzeczy na szczęście. Doszłam do wniosku, że najważniejsze, że jestem zdrowa. Choć moja wewnętrzna zbroja okazała się jednak być nieco nieszczelna i tegoroczny stres i nerwy w połączeniu z byłą jesienną aurą dawały od kilku tygodni upust. Ale przyszła kojąca zima, a i ja zareagowałam na czas. Poszłam do lekarza. Dałam się nakarmić małymi tabetkami. Czuję nicość, ale wiem, że będzie dobrze. Wolę te tabletki przez kilka tygodni niż depresję, która mogła mi się przytrafić, a czułam tak straszną tendencję spadkową, że nie wiem, czy nie stała już u mnie za drzwiami. Tego się bałam najbardziej. Inne symptomy, fizyczne, choć przykre, miną.

Widziałam się z byłym. Rozmawialiśmy długo. To opowieść na kiedy indziej,
ale w skrócie powiem, że choć nadal go kocham... to nie wiem czy chciałabym spędzić z nim resztę życia (gdyby taka opcja teraz była). Ciągle dostrzegam nowe rzeczy, które są w życiu dla mnie bardzo ważne,a które mój związek mi odbierał, a ja tego w ogóle nie widziałam. Przeszkadza mi to. Choć to oczywiście teoria na dziś, bo nie mam pewności "co by było gdyby".

Reasumując, coś jeszcze mi zapadło w pamięci. Jechałam ostatnio gdzieś w trasę z nawigacją z dziwnie ubarwioną narracją:
- "skręć w lewo"
patrzę na drogę, znaki mówią co innego, jadę więc po znakach. Na co navi:
- "pomyliłeś trasę. Wyznaczam nową. Nowa będzie lepsza!"

Uśmiałam się z tego hasła, a dziś myślę, że to tak jak u mnie.
Życie wyznacza mi nową trasę. Ktoś to tak dla mnie zaplanował. I mimo wszystko wierzę, że nie po to, by mnie krzywdzić, ale po to by było lepiej, prawda? Prawda. Wyznaczam więc nową trasę 2011. Nowa będzie lepsza!

Życzę Wam wszystkim na Nowy Rok zdrowia, szczęścia samych dobrych chwil, ton optymizmu, spełnienia marzeń, radości i mnóstwo uśmiechu.

Uściski,
Mała eM.

czwartek, 2 grudnia 2010

zimowo

Długo mnie tu nie było...
Jesień była dla mnie czymś przepaskudnym. Miałam to przetrwać, przeczekać. Ledwo mi się udało.
Zrobiłam kilka wyjątkowych rzeczy - będę pamiętać, spełniłam kilka swoich marzeń - też będę pamiętać.
Zuroczyłam się dwukrotnie. Jedno zauroczenie było migawką, układ na odległość, z jednorazowym (super;) )seksem i kompletnie bez szans.
Drugie tak samo bez szans i trwa do dziś. Nieopisany magnes - o ironio losu - w kierunku żonatego mężczyzny. Nie wiem jak to się dzieje. Po prostu nie wiem. Już kiedyś o tym pisałam. I wiem, że gdyby nie doświadczenia, które mam za sobą, wyłączyłabym wszystkie hamulce.
Powinno mnie to przerażać? Nie przeraża. A zrywany kilkakrotnie kontakt się utrzymuje. Z dystansem i na bezpieczną odległość. I dopóki nie zamykam się na resztę męskiego świata, jestem spokojna.
Takie to życie jest zaskakujące.

Za byłym raz na jakiś czas zatęsknię. Zwłaszcza jak dzwoni, martwi się i jest nagle taki cierpliwy i wyrozumiały. Tyle rzeczy, które go kiedyś denerwowały nie są teraz niczym negatywnym...

Wypłakałam tej jesieni też co swoje.
Nie mogłam się opanować. Dół, melancholia, tęsknota, smutek, pracowe przemęczenie. Nie miałam o czym pisać. A przede wszystkim nie miałam na to czasu. Przez ostatnie 2 m-ce nie zajrzałam ani na swojego bloga ani na nikogo innego.

Cieszy mnie zima. To dla mnie optymalna pora roku obecnie.
I niech tak zostanie do marca, bo na narty mam potrzebę jechać.
A później wiosna, wtedy planuję się zakochać;) no co, kiedyś muszę się zdobyć na dawkę optymizmu, dziś jest na to dobry dzień:)

I to tyle na dziś. Może uda mi się zwolnić tempa i zajrzeć tu wcześniej niż za 2 m-ce:)