sobota, 11 czerwca 2011

Motyle

Strasznie dawno mnie tu nie było. Pół roku prawie. Kilka razy nawet próbowałam coś napisać, ale nic z tego nie wychodziło.
Nawet rzadziej podczytywałam inne blogi.
Nie miałam na to czasu. Zajęłam się bardziej sobą. Czytałam niedawno w prasie artykuł "blogujesz jeszcze, czy już wróciłaś do życia?". Ja wróciłam do życia.
Dużo się działo, dużo się wydarzyło ostatnio.
Odżyłam i mam się bardzo dobrze. Emocjonalnie o kilka kilometrów w przód. Byłego już prawie nie widuję, z początkiem roku wyzbyliśmy się już ostatecznie wszystkiego, co wspólne i nastąpiła ulga. A jeśli z jakiegoś powodu się widzimy - nie cierpię następne dni na bezsenność. Nie mogę powiedzieć, że mnie to zupełnie nie rusza, 11 lat robi swoje. Ale na codzień już o nim zupełnie nie myślę.

W relacjach damsko-męskich dzieją się rzeczy, których nigdy wcześniej w życiu nie doświadczyłam. Nigdy jeszcze nie było tak, żeby kilku mężczyzn na raz powiedziało "kocham". Usłyszałam to 4 razy w tym tygodniu. Jak bardzo próżne (bo ja zawsze szara mysz byłam), tak bardzo to miłe. I żadne z tych "kocham" nie jest odwzajemnione...

Nad odwzajemnionym pracuję:) randki, motyle w brzuchu, godzinne debaty "w co się ubrać, jak ułożyć włosy", lekki, przyjemny stres przed wyjściem z domu, tęsknota po kilku dniach niewidzenia. Już zapomniałam jak to jest, a jest niesamowicie. Nawet nie wiedziałam, że rozwód może mieć tak przyjemne konsekwencje ;) a tak poważnie, to po prostu mi się udało dość zgrabnie z "tym wszystkim" poradzić.
Nadal mam w sobie potężną siłę w tym względzie i nadal uważam to za cud.

Na dzis to tyle. Całuję:)