niedziela, 30 maja 2010

zaczęło się...

Dopadło mnie szybciej niż myślałam.
Dawałam sobie jeszcze kilka dni do kumulacji.
Ale nie.
To już dziś.
Obudził mnie mój własny płacz. Wychodziłam we śnie z sali rozpraw.

Wstałam. Popłakałam znów.
Znów nie mam apetytu. Myśli mnie paraliżują. Nie cieszy mnie nic.
Mam ochotę się zaszyć w moich czterech ścianach i do nikogo się nie odzywać.
Wyłączyć telefon. Ogłośić: błagam, nie pytajcie jak się mam, jak się czuję i czego potrzebuję.
Bądźcie, ale dajcie mi spokój. Pozwólcie mi jeszcze ostatnie dni pokaprysić i decydować kiedy chcę kontatu kiedy nie. Kiedy chcę mówić, a kiedy nie.
Przyjaciele to największy skarb na świecie, bo to jedyni, którzy są w stanie takie zachowanie znieść, (krótkoterminowo) zaakceptować, i być nie będąc jednocześnie. A przede wszystkim zrozumieć.
Celowo nie mówiłam nikomu o dokładnej dacie rozwodu, żeby uniknąć miliona pytań i telefonów przed.
Ci co powinni wiedzą mniej więcej kiedy. A dokładnie dowiedzą się po. Ci co nie powinni chyba nawet nie wiedzą, że się rozwodzę.

Trzymajcie za mnie kciuki. Odezwę się po.
Nie będę pisać, bo byłoby to pewnie powielaniem tego co powyżej.

Jest mi źle.

10 komentarzy:

  1. Nie dopytuję, czekam i trzymam kciuki. Nie daj się jednak wpędzić w piekło emocjonalnego szaleństwa. Wszystko minie i słoneczko będzie pięknie świecić:)

    OdpowiedzUsuń
  2. bedzie dobrze,ZOBACZYSZ...byle przebrnac:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od jakiegoś czasu Cię "podczytuję". Pamiętam jak first time czytałam Twojego bloga, łzy płynęły mi po policzkach. Jesteś naprawdę dzielną dziewczyną i wiele przeszłaś. Z pełnym podziwem czytam Twoje posty. Trzymaj się ciepło! Główka do góry.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mała Em, dziekuję za uściski i myśli o mnie. To naprawdę miłe i ciepłe. Moja sprawa rozwodowa się nie zakończyła, jest to o wiele bardziej skomplikowane, gdy dwie strony nie umieją ze sobą rozmawiać i już nie chcą. Widzę w Twoich postach lustrzane odbicie moich emocji i to mnie automatycznie do Ciebie zbliżyło. Nota bene, byłam już na kilku rodzinnych uroczystościach bez męża. Na początku otaczały mnie wszędobylskie zaciekawione spojrzenia, próby dowiedzenia się szczegółów, teraz raczej jest to temat tabu, do którego przede wszystkim ja nie chcę powracać i robić taniej sensacji. Najwięcej wsparcia rownież otrzymałam od najbliższych i oni są w tych chwilach nieocenieni. Trudno mi o tym pisać, mimo że mam nicka,czuje jak się obnażam. Dla mnie rozwód jest wstydliwą sprawą i mimo że jest wiele rzeczy, które też dzięki tej nowej sytuacji odkryłam i uświadomiłam sobie, to przede wszystkim czuję niesmak w duszy i poczucie przegranej.Słowa pocieszenia są bardzo ważne, dlatego nawet jak do końca do nas nie docierają, ważne by były i goiły rany. A na najbliższe dni życzę Tobie i wszystkim tu zaglądającym duuużo slońca,bo ono rozwesela najszybciej. Felusia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. dziękuję za słowa otuchy, przydają się, tym bardziej, że jest mi źle i ciężko .. coraz bardziej...

    Felicita - ja mam tak samo. Dla mnie mój rozwód to również porażka. Ukrywam to do samego końca przed większością. Jak zmienię nazwisko, to Ci, z którymi mam kontakt, np. zawodowo się dowiedzą. No trudno. Skoro tak być musi. Ale nie zamirzam się tym "chwalić" na zapas. I też nigdy, nigdy nie powiem "obcym" dlaczego. Bo to jest dla mnie najgorsze. Stać się nieważną z powodu innej kobiety. "mąż ją zostawił"... "co to musi być za baba"... z tym sobie kompletnie nie radzę.
    Trzymaj się ciepło. Życzę Ci dużo siły.

    Ja już powoli odliczam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Mała-eM.:)

    Jesteś wspaniałą kobietą. Bez względu na to co się stało. Ja to wiem. Czuję. :)
    Poza tym ja też zostałam zostawiona dla innej.
    Akurat na tym punkcie nie mam kompleksów, bo niestety dla niego, nie wybrał w mojej ocenie zbyt dobrze. Nie chodzi o urodę tej kobiety, tylko o kompletny brak empatii,skoro musi ona budować swoje mniemanie o sobie moim kosztem, z premedytacją. Moje małżeństwo faktycznie trwało kilka miesięcy, a czekanie na rozwód trwa już prawie dwa lata. Koszmar. Jeszcze się z niego nie obudziłam.
    Życzę jemu i jej tego co sobie. Szczęścia w miłości. :) Po tylu miesiącach można powoli nabrać dystansu... ;)

    Jesteś dzielna chociaż to wszystko boli jak cholera. Uściski cieplutkie.

    OdpowiedzUsuń
  8. to chyba nawet nie jest kwestia kompleksu tylko właśnie porażki, że gdzieś zawiodłam, czegoś zabrakło i szukał poza mną.
    A może to po prostu skłonność mojego m?
    Tak czy siak, on też średnio wybrał. Nie wiem jaka ona jest, ale wiem, że mój m. już żałuje. To wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mała-eM,

    Szukałam odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" na różnych płaszczyznach: psychologicznej, religijnej, seksualnej i okazuje się że na każdym z poziomów znajduję inne odpowiedzi. Najtrudniej jest zaakceptować ten stan rzeczy i iść dalej, a tego przede wszystkim Tobie (sobie) życzę.

    Piękna sobota, trzeba z niej skorzystać. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ja już nie zadaję pytania dlaczego. Też nie znalazłam jednolitej odpowiedzi.
    Ileż mamy wspólnego, prawda?
    Trzymajmy sie, obie jesteśmy dzielne babki.
    I prawda, korzystajmy z soboty, trzeba ładować baterie:) Uściski.

    OdpowiedzUsuń