30 nerwowych minut. Odczytanie aktu notarialnego, dwa podpisy, 4 parafki. Kosmiczna opłata.
I nie ma nic wspólnego. Takie to proste...
Zeszliśmy piętro niżej pod drzwi adowkata. "Jesteś pewny, że mam tam iść?", "tak". Weszłam, on pojechał.
8 minut u adwokata. Pozew w wersji "lajtowej", zminimalizowanej do odbioru w poniedziałek. Później krótki instruktaż gdzie zanieść, ile wpłacić, co mówić w sądzie, żeby zamknąć wszystko jedną rozprawą.
"Mam panią reprezentować w sądzie?", "nie dziękuję", "to powodzenia".
... wyszłam z kamienicy i robiąc scenę na ulicy histerycznie wyłam od Młyńskiej do końca Kościuszki.
Ludzie się zatrzymywali, ja szłam dalej.
Ocierając się o dwie stłuczki pojechałam na Sołacz. Krótki spacer, później spotkanie z jedną z naważniejszych osób w moim życiu, moim "Respiratorem". Ulga na 2 godziny.
Wróciłam do domu.
Wypiłam 2 lampki wina i trochę zmiękłam. Uff
Idę spać, choć mam ochotę jeszcze stanąć na dachu i wrzasnąć na całe miasto, że mi źle...
:-(
Oczekiwanie
8 miesięcy temu
EM, dobrze, że już dzieje się, co ma się dziać, to już masz za sobą. Przytulam mocno.
OdpowiedzUsuńkrzycz, a potem w ciszy zaplanuj jeden dzień, za jakiś czas tydzień... powoli...
OdpowiedzUsuńpowoli...
Dobrze, że w Twoim życiu istnieje taki RESPIRATOR. Nie uciekaj od bólu po prostu przeżyj go, za jakiś czas będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńkrzyczę i planuję. Trochę dziś jeszcze moczę oczy. Muszę. Robię to wręcz na zawołanie..
OdpowiedzUsuńA bez moich "Respiratorów" już bym dawno zwariowała.