poniedziałek, 5 kwietnia 2010

TU

tracę smak
tracę węch
tracę słuch
tracę wzrok
gubię krok...

...blednie duch
ustaje ruch
padam z nóg.........

wykończyły mnie te święta. Tak pracowałam nad sobą. Tak uczciwie... a jednak nie udało się przetrwać bez emocji tego czasu. Czasu bez m. Po raz pierwszy od tylu lat.
Życzenia smsem. Nie byliśmy w stanie rozmawiać. Ja nie byłam. On nie był. Napisał, że mu ciężko, że źle. Że spokojnych świąt. Że mam uważać na spadające foliówki w wodą w lany poniedziałek. Że dobrej nocy i że mam spać dobrze.
Że.
Ałłaaaaaaa... zablolało znów:(
 
Uratowała mnie moja rodzina. Jest najwspanialsza na świecie. Wczoraj obiad u ulubionej cioci, długi spacer w moich ulubionych miejscach rodzinnego miasta. Nikt nie zadawał mi pytań. Nie komentował. Normalne, swobodne rozmowy. Skład gości dobrany starannie - wczoraj tylko ci zaufani, żadnych "ondulowanych ciotek", co to roznoszą wszystko po okolicy. Ciotka z wujkiem ustawiła wszystko pode mnie, żeby mi było mimo wszystko jak najlepiej i komfortowo. Są niemożliwi:) Moi drudzy rodzice.
 
A teraz jestem znów TU. Odpoczywam psychicznie. Dawniej zawsze kiedy było mi źle uciekałam do Domu, Tam.
Ale ostatnimi czasy czuję się tam źle. Tu jest mi teraz lepiej. Tu jestem ciągle anonimowa. Moje sprawy to moje sprawy. Tam mam całe dzieciństwo, korzenie, starych znajomych, swoich i mamy. Dręczył mnie nieustanny dyskomfort na myśl spotkania kogoś znajomego, konieczność odpowiadania na pytanie "co słychać". I to mamine przeżywanie... jak spotyka swoje koleżanki opowiadające o wnuczkach i małżeństwach ich dzieci. Wiem, że ona to przeżywa bardziej niż ja. Wiem, że gra mówiąc, że ją to "nie rusza". Rusza. Bardzo rusza, a ja nie mogę tego znieść. Więc uciekam. Tu.
 
Mam nadzieję, że świątecznego zakrętu nadszedł kres. Teraz będzie znów lepiej.

2 komentarze: